Kryzys autorytetów, obok kryzysu wartości oraz rodziny, jest znakiem naszych czasów. Czymś, o czym się mówi, nad czym się ubolewa i z czym de facto… niewiele się robi. Dlaczego kwestia autorytetów jest tak ważna? Dlatego między innymi, że na nich – tak jak na skrótach poznawczych – bazujemy, analizując rzeczywistość. I jeśli ich brakuje lub są fałszywe, kłamliwe bądź promują wartości sprzeczne z naszym dobrem i rozwojem, to rysuje się przed nami perspektywa, delikatnie mówiąc, nieciekawa. Co więcej – autorytety są ważnym elementem rzeczywistości i inspiracją dla dzieci i młodzieży. Młodzi – gdy już przestaną idealizować rodziców – w naturalny sposób szukają osób, które będą mogły zająć ich miejsce bądź – optymalnie – stanąć obok rodziców i podpowiadać „jak żyć”, którą drogą podążać, co warte jest uwagi, a co nie w naszej ekstremalnie skomplikowanej rzeczywistości.
Dział: Rozwój osobisty katechety
Zacznijcie lekturę niniejszego tekstu od przeczytania przypowieści Anthony’ego de Mello, która skłania do refleksji nad zachwytem światem, nad marzeniami i tęsknotą za tym, co niezwykłe, nad wiarą w siebie, a właściwie nad brakiem wiary we własne możliwości. Jakże często podobne sytuacje mają miejsce w naszym życiu. Nawet jeśli coś zwraca naszą uwagę, postrzegamy to jako coś wartościowego i ważnego dla nas i chcemy to zdobyć, zazwyczaj szybko się wycofujemy, tłumacząc sobie, że to nie dla nas i że nie damy rady. Nierzadko też słuchamy głosów z zewnątrz, które przekonują nas, byśmy zrezygnowali ze swoich marzeń. Dlaczego tak się dzieje? Co powoduje, że tak szybko tracimy wiarę we własne możliwości i porzucamy marzenia?
Każdy z nas miewa wyrzuty sumienia. Dręczą i świdrują gdzieś wewnątrz nas, wpędzając w coraz większe poczucie winy. Często cechują nas dwie postawy: celnika z historii biblijnej, który wstydzi się spojrzeć na Pana i faryzeusza, który zuchwale i bez skrupułów stoi przed obliczem miłosiernego Ojca. Jakie jest Twoje sumienie? Wąskie jak leśna ścieżka czy szerokie jak autostrada?
Jako katecheci powinniśmy się za swoich uczniów często modlić. Za nich i w ich konkretnych intencjach. Jednak samo zapewnienie o modlitwie nie wystarczy. Samo powiedzenie: „Nie martw się, pomodlę się za Ciebie”, chociaż jest czymś naprawdę potrzebnym,
to bez modlitwy staje się suchym zdaniem.
Modlitwa każdego katechety wygląda inaczej, ponieważ każdy z nas ma do niej bardzo osobiste podejście. Chciałbym podzielić się moim własnym doświadczeniem przeżywania czasu modlitwy. Wiem, że sam, będąc w tej kwestii w ciągłej drodze i poznawaniu Pana Boga, mogę już wypowiadać się w tym temacie bardziej osobiście.
Trudno jest studiować teologię bez codziennej modlitwy. Równie trudno jest mówić o Panu Bogu na katechezie bez sięgania do tekstów Pisma Świętego czy napisanych przez wielu wspaniałych ludzi Kościoła.