Być autorytetem

Rozwój osobisty katechety Otwarty dostęp

Kryzys autorytetów, obok kryzysu wartości oraz rodziny, jest znakiem naszych czasów. Czymś, o czym się mówi, nad czym się ubolewa i z czym de facto… niewiele się robi. Dlaczego kwestia autorytetów jest tak ważna? Dlatego między innymi, że na nich – tak jak na skrótach poznawczych – bazujemy, analizując rzeczywistość. I jeśli ich brakuje lub są fałszywe, kłamliwe bądź promują wartości sprzeczne z naszym dobrem i rozwojem, to rysuje się przed nami perspektywa, delikatnie mówiąc, nieciekawa. Co więcej – autorytety są ważnym elementem rzeczywistości i inspiracją dla dzieci i młodzieży. Młodzi – gdy już przestaną idealizować rodziców – w naturalny sposób szukają osób, które będą mogły zająć ich miejsce bądź – optymalnie – stanąć obok rodziców i podpowiadać „jak żyć”, którą drogą podążać, co warte jest uwagi, a co nie w naszej ekstremalnie skomplikowanej rzeczywistości.

Autorytet to w społeczności pierwotnej mędrzec, szaman. Ktoś, kto wie więcej. Dawniej taką rolę odgrywała starszyzna – dziś nierzadko zdegradowana do roli osób mało interesujących. Smutne to, bo nawet jeśli starsi ludzie nie nadążają za tempem dzisiejszego życia i rozwojem technologii, to ich historie i doświadczenia nadal mogą pobudzać do refleksji; wnieść powiew świeżości do życia w biegu nie wiadomo dokąd.

POLECAMY

W społeczeństwach pierwotnych wysoki status mają z reguły także dorośli członkowie społeczności – choćby z racji swojego większego doświadczenia. Na zachodzie dorośli członkowie społeczności często degradują się sami na rozliczne sposoby – ich wiedza o życiu i świecie jest niewielka, nierzadko okrojona do tej pochodzącej z mainstreamowych mediów; zainteresowania i pasje zeszły na plan dalszy wobec codziennej pogoni i pośpiechu z pracy i do pracy; a zachowanie i postawy życiowe, delikatnie mówiąc, niespecjalnie inspirują młodych ludzi. Co gorsza, często są odrzucające, a nawet budzące pogardę. Zupełnie jak dawniej, powiecie. 

Czyż nie jest tak, że młodzież od zawsze kontestowała starsze pokolenia? Zgoda, tak było. Z tą różnicą, że to, co dawniej budziło niechęć, to zasady, standardy bądź styl życia, które nie podobały się młodym. Dziś mierzymy się z brakiem zasad, z obniżaniem standardów, z zalewem nijakości i jałowości życia, z niespotykaną dotąd powierzchownością oraz niedorosłością dorosłych. Jest to więc sytuacja, gdy młodzież nie tyle odrzuca granice stawiane im przez rodziców i nauczycieli, ile musi odnaleźć się w świecie bez granic, w świecie słabych, zagubionych dorosłych, których nadrzędną wartością jest praca dla pieniędzy. I to czyni tę sytuację zasadniczo odmienną.

Obowiązująca obecnie narracja mówi, że dziś wszystko wolno i nikt nic nie musi, brakuje oczekiwań wobec dorosłych. Można usłyszeć głosy sprzeciwu, że przecież dorośli też mogą być zagubieni. Co ciekawe, nikt z nas nie stwierdza, że: „skoro to dziecko nie chodzi/nie mówi/nie dogaduje się z kolegami/nie czyta – to tak to zostawmy. Ma prawo nie umieć”. Szukamy przyczyny i szukamy rozwiązania, aby dziecko mogło korygować opóźnienia i się rozwijać. Dlaczego przestajemy oczekiwać, że dorośli ludzie będą korygować własne niedomogi, naprawdę nie wiadomo. Dorosły może nie wiedzieć i nie umieć, i nie chcieć. I nie mieć siły. I to jest w porządku. Ma prawo. Dziecko nie może, nie ma prawa. Dorosły dziś może być niezainteresowany, niezaangażowany i żyć po swojemu (bez względu na konsekwencje jego wyborów dla bliższych i da...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy