Co roku staram się z kilkoma moimi współbraćmi (jest to w miarę stała ekipa) wybrać się wspólnie w góry. Od kilku lat jeździmy wspólnie do Zakopanego i zatrzymujemy się w różnych miejscach stolicy Tatr. Jednym z miejsc dobrze znanych jezuitom jest gościnny dom Sióstr od Aniołów na końcu Drogi do Daniela. W tym roku spotkał się tam niejako trzon naszej grupy – Wojciech, Szczepan i ja. Nie chodzi jednak o nasze górskie wyprawy i klimaty, długie wędrówki czy temu podobne rzeczy. Osobiście mógłbym o nich pisać i opowiadać godzinami. Tym razem chcę opowiedzieć o spotkaniu z pewnym katechetą świeckim, którego poznałem właśnie w domu sióstr. To, co opowiedział o swojej pracy podczas pandemii, było dla mnie niesamowicie budujące i dało dużo do myślenia.
POLECAMY
Człowiek ten jest katechetą w szkole specjalnej. Opowiadał mi, że na samym początku pandemii, kiedy okazało się, że szkoły będą pozamykane na cztery spusty, zastanawiał się, jak poprowadzić katechezę dla swoich uczniów. Wiedział, że jego uczniowie nie będą w stanie poradzić sobie z wirtualnymi zajęciami. Nie chciał utracić z nimi kontaktu. Co takiego zrobił? Wsiadł do samochodu i jeździł do swoich uczniów do domu. I tam robił dla nich zajęcia.
Powiedział, że bardzo lubi swoją pracę i swoich uczniów. Dla mnie osobiście jest on przykładem katechety-pasjonaty, dla którego zajęcia z młodymi są czymś ważnym. Przypuszczam, po tym krótkim spotkaniu, że on naprawdę się stara, aby katecheza była katechezą, czyli możliwością rozwoju wiary w drugim człowieku.
Można sobie zadać pytanie, czy obecna forma katechezy, taka, jaką mamy w szkole, pomaga katechetom w indywidualnym podejściu do ucznia? Moim zdaniem i tak, i nie.
Argumenty na TAK:
|
Pozostałe 90% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów
- 6 wydań magazynu "Katecheza"
- Dostęp do wszystkich archiwalnych artykułów w wersji online
- Dostęp do filmów szkoleniowych
- ...i wiele więcej!