O tym, jak Bible Journaling odmienił moje życie

Temat numeru Otwarty dostęp

Wybierając kierunek studiów, często jeszcze tak do końca nie wiemy, co chcielibyśmy robić przez całe nasze życie. Mamy w głowie jakiś plan, wizję naszej codzienności, zakładamy sobie pewne ramy czasowe, w których mamy się wyrobić z naszymi osiągnięciami. Szukamy stabilizacji, pewnego gruntu, by dobrze przygotować się do dorosłego życia i założenia rodziny. I ja taki obraz przyszłości również miałam. Widziałam się jako główna księgowa biura rachunkowego albo odpowiedzialny, biegły rewident, który przeprowadza audyty i rewizje finansowe. Pani z biura, ze skórzaną aktówką i toną papierów na biurku. Tymczasem moje miejsce pracy przepełnione jest kolorowymi długopisami, taśmami washi, naklejkami z katolickimi hasłami, zakreślaczami, kredkami, książkami, a to wszystko przy otwartym Piśmie Świętym. To, czym zajmuję się dzisiaj w moim życiu, jest doskonałym przykładem na to, że nasze ludzkie plany mogą się szybko zmienić, bo Bóg lepiej wie, co w danym czasie będzie dla nas dobre. 
 

POLECAMY


Nigdy nie byłam szczególnie obrażona na Pana Boga, nie miałam ciężkiego kryzysu wiary. Bardziej określiłabym to nierozumieniem, że z Bogiem buduje się relację całe życie. Przecież pochodzę z katolickiego domu, w którym w dzieciństwie czytaliśmy przed snem Biblię, odmawialiśmy wspólnie pacierz, z radością przyjmowałam kolejne sakramenty. Zabrakło jednak mojego zaangażowania, zainteresowania, pragnienia, by dać z siebie coś więcej. W otoczeniu niewiele moich znajomych angażowało się w życie Kościoła, sama także nie należałam ani do wspólnoty, ani innych kręgów, kółek, oaz czy scholi. Pamiętam sytuację, gdy pewnego razu wracałam z uczelni busem do domu, a w niewielkiej odległości ode mnie siedziała dziewczyna czytająca Biblię. Poczułam się skrępowana, z góry oceniając ją jako „nawiedzoną”, bo przecież można czytać w drodze powrotnej ciekawsze, bardziej rozrywkowe książki niż Pismo Święte. Uśmiecham się teraz i kręcę głową na to wspomnienie. Czuję, jakbym dostała mały pstryczek w nos, na znak tego, że życie bywa bardzo przewrotne i nasze wartości, wraz z doświadczeniami, mogą się mocno zmienić.
 


Okres wczesnego macierzyństwa był dla mnie dość trudny. Wielogodzinny poród skończył się cesarskim cięciem, nawały pokarmów, alergie dziecka i moja restrykcyjna dieta, bo bardzo pragnęłam wykarmić Matyldę piersią. Codzienność i życie mamy na pełen etat bardzo mnie pochłaniało – w dodatku córka była „nieodkładalna” – tylko ręce i zapach mamy uspokajały ją. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim jestem ja? Ja – Jagoda, żona, kobieta, wesoła dziewczyna, kochająca biegać, mająca zawsze wiele pomysłów? Wszelkie moje pasje, blogowanie odłożyłam na bok, bo po prostu doba była dla mnie za krótka.

P...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy